niedziela, 1 maja 2016

Kontrola wydatków...

Hej! 
Dziś 1 maja, majóweczka w pełni, pogoda bardzo ładna, a ja w sumie i tak siedzę w domku. Mąż w pracy, a mi samej nie chce się iść nawet na spacer. Stwierdziłam, że dziś zatem dobra muzyka w głośnikach, uchylone okno i poogarniam w mieszkaniu, napisze Wam o moim małym hoplu i przede wszystkim ogarnę pisanie pracy inżynierskiej, bo pani promotor po majówce mnie zabije jak czegoś nie wyślę :P
A więc dziś chciałam sobie popisać o kontroli domowych wydatków. Powiem Wam, że bardzo się w to wkręciłam. Lubię planować, analizować, kontrolować i gdyby była praca jako "twój indywidualny kontroler wydatków" to bym się zatrudniła. Póki co robię to dla nas i trzeba przyznać, że jest to niemal konieczne. Szczególnie od kiedy skończył się hajs z uczelni, zaszłam w ciążę i nie pracuje. Przez pierwsze miesiące nie nadawałam się do pracy nawet na pół etatu gdyż byłam totalnym plackiem, a od kiedy czuje się dobrze (tak od 4msc ciąży) no to nie wpakuję się na chama przecież do pracy na etat bo raz, że 8h to mimo wszystko dla mnie za dużo, a dwa, że i tak głupio by było po chwili iść na jakieś zwolnienie. Zresztą chyba tak czy siak by mi się nie należało ani zwolnienie ani późniejsza możliwość pójścia na macierzyński, bo przecież trzeba trochę przepracować zanim się zasłuży na profity. Ale mimo to jestem przeogromnie wdzięczna, że pracować nie muszę, bo mądrze zarządzając wydatkami w naszym przypadku da się związać koniec z końcem pomimo życia z jednej wypłaty i ewentualnych pieniążków z pracy dorywczej. Tak, tak, dorywczo coś próbowałam dorobić, niestety nie są to kokosy, ale zawsze coś. Nieraz też sprzedam jakąś niepotrzebną rzecz na grupie sprzedażowej i też coś wpadnie :)

A więc tak ;D Kontrolę zaczęłam od zwykłego spisywania wydatków w Excelu. Bardzo dobrze jest podzielić sobie to na grupy. U nas jest to tylko jedzenie, kosmetyki/leki/zdrowie, transport a cała reszta leci do rubryki "inne" - w tą grupę wchodzi niemal wszystko takiego jak zakupy ciuchowe, rzeczowe, wydatki nieplanowane... Chodzi też o to, że w grupie tej nigdy się nic nie powtarza cyklicznie, są to zupełnie ruchome wydatki w skali miesiąca. 
Jeśli chodzi o jedzenie to jest to grupa, w której możemy poczynić jeszcze baaaardzo duże oszczędności. Przynajmniej tak mi się wydaje, ale dużo jeszcze przede mną do sprawdzenia w praktyce. Jak widać zaznaczam sobie na czerwono tzw. wydatki niepotrzebne. Są to m.in. fast-foody, słodycze, piwka, kawki i inne jedzenie na mieście. Nie zamierzamy rezygnować oczywiście z tego do zera, ale jak przejrzałam kwiecień to wyszło około 180-190 zł na samych takich pierdołach, więc myślę, że jest z czego ciąć! :D Drugą kwestią jest to, że za dużo kupujemy w osiedlowym sklepie, który nie zawsze ma dobre ceny, a idziemy tam bo jest najbliżej. W planach mam więc definitywne przejście na system zakupów góra 2 razy w tygodniu, w tańszym sklepie i w dniach od poniedziałku do czwartku, bo nie wiem czy zauważacie, ale od piątku do niedzieli ceny są wyższe na wieelu produktach i to wszędzie! Trzecia kwestia jest dla mnie osobiście bardzo trudna, ale chciałabym planować nasz tygodniowy jadłospis i też według niego robić zakupy, a przede wszystkim więcej gotować. W kuchni niestety nie jestem prawdziwą kobietą i będzie mi cholernie trudno robić domowe obiadki, ale chyba jeszcze trudniej mi znieść marnowanie pieniędzy na jedzenie, więc trzeba będzie próbować! Tymbardziej, że tu również mamy spore ułatwienia! Pomimo, że czasy studenckie są praktycznie za nami to jedzenie od mamy jest. Nie jesteśmy typowymi słoikami, ale moi teściowie mają małe gospodarstwo i chcąc nie chcąc wręcz musimy od nich brać jedzenie, bo zwyczajnie by się marnowało. Mamy swojskie ziemniaki, jajka, mięso z kurczaka, schab nieraz, czasem swojska kiełbasa/pasztet. Przy okazji też skapną się ogórki kiszone, buraki czy bigos w słoikach. To jest na prawdęęę dużoo i jest mi nieraz strasznie głupio, że mimo tego czasem jemy na szybko gotowca albo na mieście. Na prawdę czas najwyższy, żebym się za to wzięła!
Czytam czasem bloga takiej Pani, która pisze o godnym życiu za niewielkie pieniądze i jest dla mnie wzorem przede wszystkim pod względem jedzenia. Fakt, że mnóstwo rzeczy robi sama, mnóstwo produktów uprawia w swoim ogródku itd. ale słuchajcie! Ona dla 5 osobowej rodziny na obiady tygodniowo wydaje 100zł! No cholera! Przecież my też mamy dużo "swojego" jedzenia, więc jakim cudem na jedzenie potrafimy wydać więcej niż 600 zł w miesiącu? Wrzucam Wam tygodniowy jadłospis tej Pani wraz z listą zakupów dla zobrazowania sytuacji:


A więc: 100zł na same obiady na tydzień dla 5 osób. To tak na oko my będąc we dwójkę za te 100 zł tygodniowo powinniśmy jeszcze mieć dobre śniadanko, kolacje i przekąskę. Zatem 400-500 zł na jedzenie w miesiącu powinno być aż nadto! Czy to złe wnioski? Jak myślicie? A zobaczcie, że oni wcale nie jedzą byle czego. Może nie są to niesamowite obiady, ale są warzywa, mięso czy np kasza, która jest bardzo zdrowa, a u my nie jemy jej prawie wcale... Także tak: moja poprzeczka na maj na jedzenie to właśnie 500 zł i jeszcze powinno starczyć na kocie żarcie, które nawiasem też kupowaliśmy to prawie najdroższe. Czas zatem kota nauczyć jeść coś tańszego, a przede wszystkim, żeby jadł też domowe jedzenie - na zdrowie mu wyjdzie :)))


Jeśli chodzi o rubrykę kosmetyki/leki/zdrowie to aktualnie mieszczą się tu wydatki na lekarza, badania, leki, witaminki, jogę i basen. Kosmetyków jako tako nie kupuję często. Mam dużo rzeczy w zapasie, a takie rzeczy jak żel pod prysznic czy szampon kupuje dopiero jak poprzedni się kończy i w zasadzie często podczas zakupów jedzeniowych w marketach, więc te parę złotych się zazwyczaj gdzieś ukrywa w rubryce "jedzenie" ;D Jeśli chodzi o jakieś inne kosmetyczne rzeczy to jestem konsultantką z Avonu i jeśli np potrzebuje perfumę to zamawiam i często wychodzi mi ona za darmo. Załóżmy, że nie zamawiam dla siebie kompletnie nic to mój średni zarobek to tak 30-50 zł na katalogu (wiem, że niedużo, ale nie mam dużo klientek i nie chce mi się nawet bardziej starać aczkolwiek mogłabym tutaj poczynić dużo większe przychody) no to jak zamówię sobie perfumę za 20-30zł to często i tak jeszcze wychodzę na plus :)
Jeśli chodzi o transport to mimo wszystko nie wydajemy na tyle dużo, żeby opłacało nam się kupować miesięczne bilety mzk, tymbardziej że Mati nie ma już zniżki studenckiej. Na szczęście jednak idą ciepłe dni i wożenie dupki autobusem się kończy. Lepiej się przespacerować lub podjechać miejskim rowerem, gdzie 20 minut jest darmowe, a kto zabroni jeździć od stacji do stacji :D Ale od przyszłego miesiąca Mati będzie jeździł do pracy samochodem (ma 15km) i skończą się wydatki na pks/pkp, wskoczy za to paliwo, ale tutaj chociaż vat się zwróci :D

Jak widzicie ta tabelka różni się od poprzedniej. Na maj trochę ją zmodyfikowałam, bo główną naszą bolączką było to, że wydatki z rubryki "inne" wymykały się spod kontroli. Po prostu za dużo nakupowałam. Teraz mam uwzględnione koszty stałe, przychód, uwzględnione 500 zł na jedzenie i wyliczone na boku ILE DOKŁADNIE zostaje nam na rubrykę INNE :D Czyli od sumy przychodów odejmuję całą sumę wydatków, które określam na początku miesiąca, które wiem, ze na pewno będą takie i takie. Teraz będę już dokładnie wiedzieć ile zostało i na ile jeszcze możemy sobie pozwolić. Także jak widać mam zaplanowane ile będzie kosztować lekarz/badania/leki/basen itp. Wiemy też że musimy kupić komodę, farby i panele i zrobić mały remont. 500zł na jedzenie uwzględnione i zostaje ponad 200 zł na wydatki w rubryce "inne" i "transport". Uwzględniam też kwoty, które muszę oddać na konto oszczędnościowe i spłacenie karty kredytowej - tej zdarza nam się używać przed wypłatą, ale miesiąc w miesiąc się oddaje i nie ma z tego odsetek ani nic... taki jakby debet na koncie. Ale w sierpniu powinno nam się skończyć to błędne koło :) No i tak wygląda moje miesięczne planowanie. Byłoby super gdyby w maju nie trafiły się żadne nieplanowane wydatki, a dodatkowo udało się zmieścić w tych 500zł na jedzenie.

Takie robię sobie też zestawienia. Na niebiesko w wydatkach zaznaczam sobie wydatki na dzieciątko i też chciałam wiedzieć ile do tej pory na sam ten cel przeznaczyłam. Nie wyszło póki co dużo, a dzięki temu dużą część rzeczy już mam. Wydatki jakoś rozłożyły się w czasie w marcu i kwietniu. Co prawda największe dopiero teraz w maju, bo wózek i łóżeczko, ale i tutaj skapnie nam się mała pomoc. Także nic tylko się cieszyć i być wdzięcznym, bo tak to pewnie byśmy kombinowali na swój sposób, ale wiem, że i tak dalibyśmy radę bez problemu. Wózek pewnie nie był by nowy, a używany a łóżeczko również może nie spełniałoby wszystkich wymagań, ale takie żeby po prostu było jakiekolwiek da się załatwić za grosze :) Zapisuje sobie też wydatki na lekarza. Chodzimy prywatnie, od razu tak zdecydowaliśmy. Ale po podliczeniu wszystkiego zastanowimy się czy np przy okazji następnej ciąży nie opłacałoby się bardziej wykupić jakiegoś medycznego pakietu albo ubezpieczenia zdrowotnego na taką okazje. Także następnym razem na pewno wydamy mniej :) Póki co nie wyobrażam sobie chodzić do innego lekarza i cieszę się, że mimo wszystko wystarcza i możemy sobie na to pozwolić. Jedyne kogo to boli to naszą garderobę, bo już nie pamiętam kiedy byliśmy na ciuszkowych zakupach dla siebie. Ale coś za coś :)


A tutaj były takie moje plany. Odrobinkę się zmodyfikowały, bo wyjazd i zakupy w IKEI odwołałam. Po prostu nie starczy. Stwierdziłam, że komodę z ikei, którą bardzo chcę mogę dokupić też po porodzie, a póki co wystarczy nam tańsza do drugiego pokoju i też się pomieścimy choć będzie ścisk ;d Reszta rzeczy z ikei to drobiazgi, więc też można tam pojechać przy okazji po porodzie właśnie. Drugą komodę, farby i panele uwzględniłam już w wydatkach na maj :) A środkową rubryką nie mam się co martwić. Ceny, które tam wpisałam są cenami maksymalnymi, które zaakceptuje, a ewentualne oszczędności poczynione na tych paru rzeczach przełożą się dla przykładu na prześcieradełka/pościel itp czyli produkty z rubryki "ikea" w jakiś sposób zostaną uzupełnione inaczej :)


Kurcze rozpisałam się meeega. Ale może jestem dziwna ale lubię pisać i rozmawiać o pieniążkach. Nie jest to dla mnie temat tabu. Rozumiem to, że jedni mają prościej inni trudniej. No tak już jest. Nasza sytuacja mogłaby być zarówno dużo gorsza (ot np jakbyśmy musieli płacić 1300zł za wynajem :O, a przecież cała masa młodych rodzin musi się z tym mierzyć), ale równie dobrze mogłoby być lepiej. Moglibyśmy nie mieć nabranych jakiś pierdół na raty, mogłabym pracować (no ale wolę się oszczędzać póki mogę, tak wiem, że trochę leń ze mnie, ale ja jeszcze odpracuje ten rok :)) No i tak to wygląda. Napisałam Wam o moich pomysłach na cięcie wydatków, na ich kontrolę. Może ktoś coś wykorzysta. Zdaje sobie sprawę, że mamy duże szczęście i nie mamy na co narzekać. Wiem, że będzie tylko lepiej :) Tym zaś z Was, którym ciężko (w naszym kraju nie jest wcale łatwo jak zaczyna się z niczym) polecam tego bloga, którego wrzuciłam wcześniej. Ograniczenie wydatków jest możliwe głównie dzięki pracy własnej i poświęceniu. Ja osobiście jestem dumna z tej babki i jej rodziny. Przeczytajcie!

Oszczędne życie nie musi być smutne i szare.....

Bez zbędnych pożegnań kończę tę notkę, bo dłuuuga w ciul ;p Pa!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuje za każdy komentarz!
Staram się na każdy odpowiedzieć :)