środa, 17 września 2014

Podsumowanie sierpniowego wyzwania.

Hej!
Jak wiecie sierpień miał być dla mnie miesiącem kobiecości. Miesiącem dbania o siebie. Czy mi to wyszło? Myślę, że mogłabym dać sobie co najwyżej trójkę z plusem. Być może za dużo rzeczy naraz chciałam na siebie narzucić. W każdym razie chciałabym to podsumować i wyciągnąć wnioski. O moim postanowieniu możecie przypomnieć sobie TUTAJ :)

Zacznę może od tych pozytywnych rzeczy :) Zdecydowanie udało mi się całkowicie zamienić chleb pszenny na żytni/razowy. Śniadania jadłam codziennie i niemal prawie zawsze o dość wczesnej porze. Warzywa i owoce może nie były codziennie, ale wyjątkowo często. Starałam się pić dużo wody, ale to wychodziło różnie. Ani razu nie odwiedziłam KFC, ale jeśli chodzi o odrzucenie słodyczy to było nieco gorzej... Może tak w sumie to przez pół miesiąca ich nie jadłam. W sierpniu dosyć sporo się stresowałam i nie udało mi się tego pokonać, przez co kompletnie nie udało mi się poprawić słownictwa xd Spałam dość dobrze, dawało radę wykroić 7 godzin na sen. Być może to z racji, że miałam praktyki i musiałam wstawać o regularnej porze. Przez jakiś czas regularnie po przebudzeniu robiłam cykl powitania słońca, po czasie niestety ten nie do końca wpojony nawyk... wyparował. Częste w planach spacery raczej były rzadkie. Książki żadnej nie ruszyłam, a po praktykach miałam ochotę tylko na komputer, także słabo... Z pozytywów muszę jeszcze zaznaczyć, że dość dobrze mi poszło jeśli chodzi o zużywanie kosmetyków i pamiętanie o ich użyciu każdego dnia. Jednak udawało się to tylko w przypadku pielęgnacji, bo jeśli chodzi o makijaż to... null, zero! Jakoś nie miałam ochoty, w ogóle... Przejrzałam za to szafę, oddałam niepotrzebne rzeczy, parę sprzedałam. Udało mi się nawet kupić jedną kobiecą rzecz. Moje chodzenie w szpilkach padło po pierwszej próbie, gdy moje szpilki, w których przetańczyłam nie tylko swoją studniówkę, nagle mnie... obtarły! No cóż... chęci były dobre ;p
Z rzeczy, które w ogóle mi się nie udały to to, że nie zabrałam się za żadne ćwiczenia ani nie zapisałam się do żadnego lekarza. Tutaj zawsze mam jakiś opór działań. Lekarze mnie przerażają, a ćwiczenia chyba jeszcze bardziej. Postanowiłam jednak, co do ćwiczeń, że będę chodzić na zajęcia grupowe, gdyż sama nie potrafię się zmotywować, a teraz dodatkowo mam średnie warunki w mieszkaniu. Także skoro już zaoszczędziłam na mieszkaniu to najprawdopodobniej wykupię sobie jakiś niedrogi karnet, a wtedy wymówki od zajęć już na pewno nie będzie. Nie ma nic gorszego niż świadome marnowanie pieniędzy!

Podsumowując... raczej było marnie, ale też nie dziwie się jakoś bardzo. Nigdy nie stawiałam sobie żadnych wyzwań. Nie musiałam. Wszystko zawsze jakoś szło. Nie mam też nadmiernych ambicji ani żadnej wielkiej zawziętości w sobie. W zasadzie życie tego ode mnie nie wymagało. Ale tym razem ja od siebie wymagam i bardzo chciałabym dążyć do czegoś lepszego. Także wyzwanie to było dla mnie bardziej rozeznaniem siebie. Najprawdopodobniej w październiku ruszę z czymś nowym, a do końca miesiąca postaram się uzupełnić braki z sierpniowego wyzwania. Może uda się odwiedzić lekarzy? :)

A wy co myślicie o takich wyzwaniach?

 

3 komentarze:

Dziękuje za każdy komentarz!
Staram się na każdy odpowiedzieć :)